Chciałabym powiedzieć, że już wracam do wirtualnej matni, no ale to chyba jeszcze nie ten moment bym znowu mogła dzień w dzień, albo jak to bywało przez rok noc w noc siadać przed komputerem by snuć swe opowieści na temat życia. W sumie to chyba dobrze, bo to oznacza, że wiele się u nas dzieje. Czasem mi się wydaje, że czas tak szybko pędzi, że nim się obejrzę to moje dziecko będzie już pełnoletnie. Próbuję złapać oddech i nie ma na to czasu, też tak macie? W wirtualne sidła zatem jeszcze nie wpadnę, ale postaram się tu zaglądać częściej.
Ostatnie nasze miesiące obfitowały dalej w żłobkowe choroby, do tego dopadła nas plaga myszy, która wymusiła remont i rury w kanalizacji się pozatykały, trzeba je było też zmieniać na nowe. Nie ma co jednak narzekać, bo mimo wszystko zawsze wychodzimy jakoś obronną ręką. Żłobkowe choroby przejdą, myszy już nie ma, ale i tak myślimy dzięki temu by postarać się o kota, a pozatykane rury są już wymienione. Czasem mi się wydaje, że mam chyba jakiegoś anioła stróża, który nie daje mi do udźwignięcia więcej niż mogę. To co się dzieje, to przecież pikuś, nie walczymy ani o życie, ani o przetrwanie choć przyznam, że łatwo nie jest, ale mogłoby być znacznie gorzej.
Ps. może ktoś ma pożyczyć maszynkę do drukowania pieniędzy ;)
 |
fot. z albumu rodzinnego
|